- Mamo, Mamo!!! Nauczyłam się rysować świnię! - ryczy Kluska, biegnąc przedszkolnym korytarzem, z twarzą umazaną buraczkami, machając dziko nieco wymiętą kartką papieru. No i jest - świnia. Taka prawdziwa, gruba, różowa, ze szczeciną, racicami i kręconym ogonem, nie żaden tam słodki prosiaczek. Patrzy Matka i widzi, bez najmniejszej wątpliwości, że to jest najlepiej narysowana i najbardziej świńska świnia na świecie.
W erze bezdzietnej patrzyła Jeszcze-Wtedy-Niematka na te inne matki (i ojców) zachwycające się bez końca tym, że Maciuś sam zjadł jogurcik, a Izunia zapięła kurteczkę, i zbierał się w niej taki słodko-pierdziochowaty odruch wymiotny pomieszany z politowaniem dla tych biednych ludzi, którym najwyraźniej mózg odparował. Tak było, przyznaje się Matka szczerze i bez bicia. Myślała sobie - e tam, wielki mi sukces, zjeść jogurcik. Wszyscy jedzą i jakoś nikt za to Nobla nie daje.
A potem pojawiły się Potwory. I wiecie co? To jest sukces. Może nie wielki, ale to właśnie jest rzecz, której się człowiek uczy w całym tym rodzicielstwie - małe sukcesy są najfajniejsze. I człowiek cieszy się jak głupi z tej narysowanej świni, z pierwszego samodzielnego zjazdu na nartach, z wiersza, co to był strasznie trudny, ale się udało, i z zapiętej kurtki. Cieszy się z tego, że może obserwować, jak przeszkody - przed chwileczką jeszcze nie do przeskoczenia - zmieniają się w kolejne małe zwycięstwa. Bywa, że okupione frustracją, bywa, że oblane łzami, ale jednak zwycięstwa. I cieszą jak własne.
Dawać tego Nobla, ale już!
Pisze się więc kronika naszych małych, codziennych sukcesów. I jest spora szansa, że za parę lat tylko Matka będzie o nich pamiętać - no bo co to będzie wtedy za problem, kurtkę zapiąć czy basen przepłynąć? No właśnie! Jest też sukces wielki, że ho, ho! Na dzielnicowych mistrzostwach pływania oba Potwory przepłynęły cały basen, taki wielki i głęboki, od początku do końca. A Matka skakała na trybunach, gwizdała i machała rękami jakby to była olimpiada. To jest właśnie ten moment, gdy bezdzietni patrzą na ciebie z uśmiechem politowania. A ty masz to w dupie, ot co!
I jeszcze foty, bo sami wiecie, że bez fot Matka nie istnieje.