Ohana BlogOhana BlogOhana Blog

  • Ohana
  • Czytamy
  • Gramy
  • Brykamy
  • Jedziemy
  • O nas
  • Współpraca
Matka
Jedziemy
17 październik 2017

Ryga z dziećmi - wizyta w kocim mieście

header ryga

No dobra cwaniaczki, z czym kojarzy Wam się Ryga? Ha! Nie wstydźcie się, można powiedzieć głośno. My, zupełnie szczerze mówiąc, nie nastawialiśmy się na zbyt wiele - ot, taki pit stop na naszej trasie wzdłuż bałtyckiego wybrzeża. Tymczasem Ryga, choć brak jej splendoru i rozmachu większych europejskich stolic, okazała się dość fajnym, kameralnym miastem - i to mimo deszczu, którym raczyła nas dość szczodrze. Czy się zakochaliśmy? No nie. Czy żałujemy? Też nie. Przecież był tam świstak robiący na drutach!

Najpierw zaparkowaliśmy sobie na luzie w samiuśkim centrum, zaskoczeni tym, z jaką łatwością złapaliśmy dobre miejsce. Potem, wpychając bachory w kurtki przeciwdeszczowe, co przypomina nieco wrestling z bardzo oporną ośmiornicą, obserwowała Matka przez pokryte mżawką okno Ojca, który radosnym krokiem zbliża się do parkomatu - po czym chwyta się jedną ręką za serce, drugą za gardło, a następnie odwraca się na pięcie i zaczyna uciekać. Tak, przemili Łotysze zrobili to, co szczerze mówiąc przydałoby się i na ulicach większości polskich starówek - przegonili parkujących na krzywy ryj przy pomocy drakońskich opłat postojowych. 

Nic to. Parę minut później i parędziesiąt metrów dalej, powtórzywszy samochodowe pokazy lucha libre, dreptaliśmy już w stronę pięknych kamienic w takt standardowego zawodzenia Potworów, które w magiczny sposób dostają ataku paraliżującego wszystkie kończyny głodu natychmiast po opuszczeniu pojazdu. Nic to. Deszcz się wzmagał, więc znalezienie na starówce knajpy, w której nakarmią nas za akceptowalną kwotę, też do łatwych nie należało. Nic to. Oczekiwanie przez godzinę na cholerny filet z kurczaka zakończone nadejściem menadżera, któremu było strasznie przykro, że całkiem zapomnieli o naszym zamówieniu spowodowało u Matki ciężki szczękościsk. Nic to, kurna, nic to, jesteśmy wszak kwiatami lotosu na powierzchni jeziora...

ryga1

ryga2

ryga3

ryga4

ryga5

ryga6

ryga7

ryga8

Rygo, mruczała Matka pod nosem, mam nadzieję, że masz coś w zanadrzu, bo inaczej nasze stosunki będą nad wyraz chłodne. I wiecie co? Podziałało. Złą passę przełamała niespodziewana paczka ciastek, która czekała na nas w wynajmowanym mieszkaniu (znacie kogoś, kto nie lubi ciastek? No znacie? Jak znacie, to Kluska przyjmie dowolne ilości). Potem zupełnym przypadkiem czujne kluskowe oko wyłapało miejską plażę, a na niej ogromny drewniany plac zabaw w kształcie okrętu oraz knajpkę serwującą gorące latte dla podobnych nam osobników, którzy bladym świtem muszą na tej plaży odpokutowywać za wszystkie swoje dotychczasowe grzechy.

Największą ekscytację wzbudziły - o dziwo - ulice secesyjnych kamienic, gdzie Matka ciągnęła ekipę trochę na przekór sobie i światu, bez większych nadziei, że swoją własną miłość do jugendstilu przekuje w bachorach w cokolwiek innego, niż znudzone marudzenie. Tak, dobrze czytacie. Słowo secesyjny i ekscytacja padły właśnie w jednym zdaniu. A wszystko dlatego, że słynne kamienice przy Alberta iela i Elizabetes iela oprócz nas nie interesowały psa z kulawą nogą. A właściwie kota - bo okazało się, że lokalne podwórka opanowała ruda i łaciata kocia mafia. No i się zaczęło - kuszenie, nęcenie, tropienie, poszukiwanie skarbów i wejścia na zapuszczone nieco dziedzińce. 

ryga9

ryga10

ryga11

ryga12

ryga13

ryga14

ryga15

ryga16

ryga17

Potem były uliczki, kamieniczki, drożdżówki, armaty, kioski z lodami, muzea niezbyt okazałe, ale przyjazne człowiekowi dzieciatemu - a nawet świstak robiący na drutach na witrynie pewnego sklepu z pamiątkami. Rygo, nie będziesz nigdy na szczycie listy naszych ulubionych europejskich stolic, ale przynajmniej odkupiłaś swe winy. Mamy zawieszenie broni - ale w najbliższym czasie na pewno się znów nie zobaczymy. Chyba że Ojciec da się namówić na lokalne przysmaki. 

Jeśli szukacie jakichś konkretnych porad, co robić w Rydze z dzieckiem, to przyjżyjcie się muzeum czekolady Laima oraz wielkim halom targowym mieszczącym się w poniemieckich hangarach na sterowce, tuż koło dworca. My w zachwyt nie popadliśmy, ale zbiorowa mądrość Internetu raczej chwali. Najfajniejsza jest chyba jednak włóczęga uliczna. Możecie też po prostu pójść do supermarketu i kupić im trzy paczki dziwnych suszonych rzeczy. Trzeba przyznać, że Łotysze lubią sobie suszyć wszystko, co tylko da się wyłowić z morza i pogryźć...

ryga18

ryga19

 

 

 

 

blog comments powered by DISQUS back to top
Tags: podróże
© 2017 Ohanablog. All Rights Reserved.

Menu

  • Ohana
  • Czytamy
  • Gramy
  • Brykamy
  • Jedziemy
  • O nas
  • Współpraca