Czy Matka chciałaby, by Precel mową piękną i płynną deklamował Pana Tadeusza przy kominku w długie zimowe wieczory? Nie bałdzo, jak to mówią. Ale nie miałaby nic przeciwko temu, żaby uniknąć intensywnych kontaktów z logopedą. Sięgamy więc po „pomoce naukowe”, które możecie też wygrać w konkursie.
Niestety wygląda na to, że w przypadku Precla ta mowa piękna sama nie przyjdzie po dobroci i trzeba ją będzie trochę przymusić. Wiadomo, u jednych przychodzi szybciej, u innych wolniej, a Matka jest w tym temacie raczej wyluzowana, więc bez sprawy „językowe” traktowane są u nas w domu bez spiny. Bez spiny jest również Z muchą na luzie ćwiczymy buzię, czyli logopedyczna książka Marty Galewskiej-Kustry (tej samej, którą już kiedyś chwaliliśmy za Wierszyki ćwiczące języki).
Autorka, oprócz całego worka logopedycznych kwalifikacji i tytułu naukowego, ma jeszcze poczucie humoru, które dobrze współgra z tym bachorowym. Znaczy to mniej więcej tyle, że Potwory z miejsca uznały Muchę Fefe za przezabawną personę i z wielkim zaangażowaniem zabrały się za wykonywanie zalecaneh przez autorkę gimnastyki języka. Na kolejnych stronach poznajemy różne wybryki szalonej muchy, w których zawsze musimy dopomóc – a to wydając dźwięki, a to dmuchając, by ostudzić herbatę, a to licząc jęzorem zęby. Oprócz krótkich przygód muchy na każdej stronie pojawia się także instrukcja dla rodziców z informacją, jak dane zadanie wykonać, czego unikać i w końcu na co zwracać uwagę, by wychwycić ewentualne nieprawidłowości.
Z muchą na luzie ćwiczymy buzie to niewielka książka, którą nieraz udaje nam się przeczytać na jednym posiedzeniu, chociaż wcale nie jest to lektura krótka – dużo czasu zajmuje nam buczenie, mlaskanie, wyciąganie ozorów i wszelkie językowe swawole. Potwory bardzo sobie cenią wszelkie książki interaktywne, które mają dla czytelnika jakieś zadania, Mucha Fefe jest więc „w łaskach”. A że przy okazji poćwiczymy głoski szumiące? Dwie pieczenie i tak dalej.
Skoro już przy dwóch pieczeniach jesteśmy, przerobimy od razu Treningowy zeszyt mowy. Jak nazwa wskazuje, jest to zeszyt ćwiczeń, który wyszedł spod pióra tej samej autorki, jest jednak pozycją odrębną i można się nim bawić bez znajomości przygód Muchy Fefe (choć ten skrzydlaty bohater na kartach zeszytu również się przewija). A co ciekawego w tym zeszycie? Ponad pięćdziesiąt stron, na których poćwiczycie głoski wszelakie (z podziałem wiekowym dla dzieci cztero- i pięcioletnich). Trzeba przy tym rysować, wycinać, wklejać, układać, rzucać kostką i mielić ozorem – to ostatnie bez ustanku.
To nie jest rysowanka czy wyklejanka, którą można położyć przed bachorem na zasadzie „to sobie tu porób, a mamusia wypije kawkę”. Tutaj potrzebne jest aktywne rodzicielskie zaangażowanie, wspierane zresztą przez autorkę, która na każdej stronie zostawiła uwagi i porady. Jesteśmy obecnie gdzieś w połowie treningowego zeszytu i Precel, który tego typu ćwiczenia traktuje zazwyczaj z podejrzliwością, przybija swój znak jakości.
UWAGA! WYNIKI!
Dziękujemy wszystkim, którzy przesłali nam kopę zabawnych maili i zostawili "połamańce" w komentarzach. Bez zbędnego wodolejstwa Wysoka Komisja ogłasza wyniki:
Z muchą za luzie ćwiczymy buzie wędruje do Pauliny za "W szuwarach żubr żarł żarłocznie trzcinę, bezczeszcząc wydezodorantowanego i zdezorientowanego cietrzewia w koralowym swetrze." Przednie!
Treningowy zeszyt mowy otrzymuje Żaneta za "Zgrzytający szczerbatą szczęką dinozaur Żylisław sczezł" - Kluska niedawno pięknie opanowała głoski szeleszczące i poległa dopiero na "sczezł" :)
Podajcie adresy, dziewczyny.