Wyprawa do Muumimaailma, czyli Fińskiego Świata Muminków, nie jest rzeczą ani szybką, ani tanią, jednak przy pewnej dozie wysiłku i zdrowego rozsądku można odbyć ją w miarę bezboleśnie. A wszystko to przestanie mieć znaczenie kiedy już przejdziecie drewnianym pomostem na osobną wyspę, gdzie znajduje się ten niecodzienny park rozrywki (czy można tu w ogóle zastosować takie określenie? Ale o tym za chwilę), kiedy przybijecie piątkę z Paszczakiem i przymierzycie kapelusz Tatusia Muminka.
Naantali? A gdzie do ciężkiej cholery jest Naantali? Myśli sobie Matka, przeglądając Google Maps. No więc jest na południu Finlandii, jakieś dwie godziny jazdy od Helsinek. No i tysiąc pięćset kilometrów od Krakowa. Niby straszliwie daleko, ale na widok fotek drewnianego domu Muminków budzi się w Matce jakaś dzika psychofanka chichocząca dziko i podśpiewująca pod nosem "Bo to Muminki, wasze Muminki, papapapapapapmamamamamama".
I wiecie co? No warto było! To teraz parę słów o tym, jak to zrobić i czego oczekiwać na miejscu.
Muumimaailma zajmuje powierzchnię niewielkiej wysepki. Jak możecie się domyślić, samochodom wstęp surowo wzbroniony. Najpierw jesteśmy nieco skonfundowani, bo miejsce, do którego doprowadziła nas nawigacja niczym nie przypomina parku rozrywki. Po chwili dowiadujemy się, że powinniśmy podjechać na specjalny muminkowy parking poza centrum miasteczka, z którego kursuje dowożący gości autobusik. Potem musimy jeszcze podejść kawałek deptakiem i już widać Krainę Muminków - na drewnianym pomoście otoczonym trzcinami powiewają na wietrze kolorowe flagi z wizerunkami bohaterów muminkowej sagi. I tyle - żadnej ogłuszającej muzyki, ton sklepów z pamiątkami, gigantycznych kolejek i ludzi z szaleństwem w oku. No dobra, tych ostatnich może trochę było, a rekrutowali się wcale nie spośród dzieciaków, ale zupełnie dorosłych Azjatów, biegających z piskiem radości i robiących milion zdjęć.
Sama kraina, choć skupiona wokół centralnej atrakcji, czyli wielkiego drewnianego niebieskiego domu, który zna każdy muminkowy fan, ideą bardzo odbiega od podobnych mu parków tematycznych. Nie ma tu żadnych karuzel, kolejek, przejażdżek, absolutnie żadnej atrakcji jeżdżącej i grającej. Są za to zbudowane domki bohaterów i budynki znane z książek - dom Paszczaka, jamka Ryjka, chatka Czarownicy, domek Too-Tiki.
Wszędzie można wejść, wszystkiego dotknąć, naciskać klawisze na maszynie do pisania Tatusia Muminka i oglądać paszczakową kolekcję motyli. Oprócz tego są atrakcje, które zachęcają dzieciaki do zabawy - plac zabaw w łodzi Migotka (częściowo wodny, więc nie mówicie, że nie ostrzegaliśmy! Ale udało nam się wyjść z niego względnie suchą stopą), labirynt hatifnantów, ścieżka "dotykowa", most linowy, legowisko pełne hamaków i najprawdziwsze w świecie kąpielisko. Z niemałym przerażeniem oglądaliśmy tam fińskie dzieciaki, jednocześnie walcząc z Kluską, by nie zdejmowała swetra...
Po całej wyspie krążą pracownicy przebrani za postaci z sagi. Oprócz przedstawień w niewielkim amfiteatrze można ich spotkać wszędzie - bawią się z dziećmi, tańczą, przytulają się i prawdopodobnie umierają z gorąca w wielkich białych kostiumach, więc nie zazdrości im Matka tej roboty. Ale strasznie to było fajne, kiedy do Mamusi Muminka podbiegła na oko trzyletnia dziewczynka, nieśmiało wręczając jej nabazgroloną kartkę, zaś Mamusia obejrzała ją z zachwytem i schowała do swojej torebki. Za to nasz ohanowy Ojciec nie dość, że mierzył kapelusz Tatusia Muminka i siedział w jego fotelu, to jeszcze przybił piątkę z Paszczakiem. Tyle wygrać!Dobra, tyle ogółem, a teraz szczegóły.
Dla kogo?
No wiadomator, że dla każdego muminkoentuzjasty. A oprócz tego oczywiście dla potomstwa w wieku od dwóch do - powiedzmy - dziesięciu lat. Wiedzieliśmy, że Klusce, jako ogromnej fance Buki, Świat Muminków bardzo podejdzie, ale nieco obawialiśmy się, czy aby Precel nie jest już na niego "za stary". Tymczasem on, mając na karku lat prawie siedem, ciągle bawił się doskonale. Gadał z Małą Mi, puszczał łódki i skakał przez przeszkody na drewnianym koniku.
Jak dojechać?
Opcji jest kilka. Samolotem do Turku, najbliższego miasta, wychodzi pięć godzin z przesiadką. Ale dla czterech osób - przy konieczności wynajęcia samochodu na miejscu - nie wydawało nam się to zbyt opłacalną opcją. Nieco korzystniej wychodzi zorganizowanie jednodniowego wypadu z Helsinek (2h pociągiem do Turku, stamtąd autobus). U nas stanęło na gigantycznej wakacyjnej wyprawie przez Litwę, Łotwę i Estonię, zwieńczonej przeprawą promową i wizytą w Muminkowie. Koszt benzyny, noclegów i promu rozłożył się nam na całe dwutygodniowe wakacje. Jeśli zaś chodzi o sam prom, to na jego cenę wpływa bardzo wiele rzeczy - oczywiście data podróży, ilość pasażerów i ich wiek a przede wszystkim typ pojazdu, a do tego można wybrać ekspresowy lub normalny prom (odpowiednio 1h:45min lub 2h:30min). Cena waha się od 550 do 750 zł w dwie strony dla rodziny 2 + 2 ze zwykłym samochodem osobowym.
Ile kosztuje?
No tanio, proszę Państwa, nie jest. Bilet rodzinny kosztował nas 104 Euro (można kupić online), zaś pojedyncze wejściówki chodzą po 27. Parking za 10 Euro za cały dzień, autobusik w cenie. Do tego jedzenie, które oczywiście można "korzystnie" kupić na miejscu. Ot, zestaw rodzinny - frytki, dwie parówki i dwa niewielkie kawałki kurczaka za 15 Euro. No i opcje dodatkowe. Malowanie buzi z balonikiem - 10 Euro. Fotografia u Tatusia Muminka - 10 Euro. No bez jaj! To jest ten moment, kiedy Matka stawia stanowcze veto. Ale najgorsze w tym wszystkim, absolutnie dramatycznie okropne jest to, że sklepik muminkowy jest naprawdę bardzo fajny... Żegnajcie pieniążki, witajcie spineczki z Bobkiem, breloczku z małą Mi, magnesiku z Buką...
Czy warto? Nam podobało się ogromnie! Serio, byliśmy bardzo pozytywnie zaskoczeni. Również tym, jak dobrze bawiły się Potwory. Spędziliśmy w Muumimaailma calutki dzień, choć nie taki był początkowo plan. Na odchodnym jeszcze Ojciec uparł się na pączusie. I to, proszę Państwa, była jedyna pochopna decyzja decyzja tego dnia.