Iran znów jest na ustach całego świata za sprawą szalejących w nim protestów, ale czasem warto spojrzeć na ten fascynujący kraj przez pryzmat inny niż konflikty z zachodnim światem. Choć perskie psyche jest bardzo odmienne od naszego, turystów z zachodu w Iranie czeka serdeczne przyjęcie i szerokie uśmiechy. I mimo że Irańczycy zasadniczo różnią się od nas bardzo niewiele, parę rzeczy naprawdę może człowieka zaskoczyć...
1. Irańczycy uwielbiają operacje plastyczne nosa
"Perski nos" powoli odchodzi w niepamięć, Irańczycy dostali fioła na punkcie delikatnych i subtelnych rysów twarzy. Nosy poprawiają wszyscy - kobiety i mężczyźni, teherańskie dzieciaki z bogatych domów, studenci, sprzedawcy, pracownicy biurowi, często wydając na ten cel spore oszczędności. To z kolei sprawia, że operacje nosa, oprócz kwestii estetycznych, stały się oznaką statusu - co za tym idzie, plaster na twarzy noszony jest przez Irańczyków płci obojga z wielką dumą, często na długo po tym, jak wszelkie ślady zabiegu zniknęły. Spójrzcie tylko na nasze rodzime gwiazdki, którym "puchną" usta, a kości policzkowe zmieniają kształt na skutek zdrowej diety... a może zamiast się wstydzić podejdziemy do sprawy po irańsku?
2. Traktują pikniki naprawdę serio
Każde miejsce jest dobre na piknik. Każde. Serio. Park, promenada, pobocze koło stacji benzynowej, trawniczek przed światowej sławy zabytkiem wpisanym na listę UNESCO, skwer na środku potężnego ronda w centrum Teheranu, otoczonego czterema pasami trąbiących, tkwiących w kosmicznym korku samochodów. Do irańskiego piknikowania konieczna jest odpowiednia oprawa - stosy jedzenia w plastikowych pojemnikach, fajki wodne a przede wszystkim zalaminowane dywany. Tak, tak, dobrze czytacie. Dywany pokryte takim plastikowym laminatem. Nie chcielibyśmy chyba, żeby się zabrudziły, co nie? Ale o dywanach jeszcze będzie. Na razie wróćmy do pikników. Otóż porządny piknik może trwać znacznie dłużej niż jeden dzień. Wielokrotnie w parkach i na skwerach dostrzegliśmy rozbite turystyczne namioty, które początkowo braliśmy za noclegowiska bezdomnych. Wkrótce okazało się, że to po prostu... śpią sobie piknikowicze.
3. Wszędzie same tumany
Zdarzyło się tak, że w 1932 roku Iran przeprowadził reformę walutową. To oznacza, że będące w użytku prawie 90 lat temu riale zastąpiono tumanami. Tak, haha, tumanami, przezabawne. Robi się o wiele mniej zabawnie gdy okazuje się, że Irańczycy ciągle się nie przestawili na jeden z tych systemów, płynnie stosując oba, ceny podając na przemian w jednej i drugiej walucie. Niby nic strasznego, bo przelicznik jest banalny - jeden tuman to dziesięć riali. Problem w tym, że ceny idą w tysiącach, a czasem milionach, więc liczba zer miewa wielkie znaczenie. No i jest jeszcze kwestia drobnych zakupów w kiosku. Monet praktycznie nie uświadczysz, banknoty o nominale rzędu 100 czy 200 są arcyrzadkie, a ceny, jak to ceny, często kończą się na 900 (ekwiwalent naszego 99 groszy) - rolę drobnych pełnią więc gumy do żucia. Uśmiechnięty sprzedawca po prostu bez pytania wrzuca je do torby z zakupami zamiast reszty.
4. Sankcje - srankcje
Powszechnie wiadomo, że ze względu na trudne relacje zagraniczne Iran obłożony jest licznymi gospodarczymi sankcjami. I to nie tylko w sferach takich jak bankowość czy rejestracja domen internetowych - szczególnie restrykcyjne sankcje wprowadziło USA, które ogranicza wszelkie relacje z Iranem i wymaga specjalnej zgody Departamentu Skarbu na jakiekolwiek kontakty handlowe. W praktyce oznacza to między innymi, że w Iranie nie działają żadne zagraniczne karty kredytowe ani płatnicze. No dobra, to na papierze. Teraz wyobraźcie sobie, że chcecie kupić dywan. A wiecie, ile kosztuje taki prawdziwy perski dywan? Wiadomo, jak w przypadku każdego dzieła sztuki cena bywa bardzo różna, ale orientacyjnie gdzieś między 2-3K. Euro. I co, macie w kieszeni? Ale bez obaw, uśmiechnięty sprzedawca wyciąga spod lady terminal płatniczy... zarejestrowany u sąsiadów, w Arabii Saudyjskiej. Macie ochotę na KFC? Och nie, i co teraz?! To proste, idziecie do lokalu o nazwie ZFC, wyglądającego kropka w kropkę tak samo, z tym samym czerwonym napisem, i zamawiacie te same kurczaki, głęboko mrożone i transportowane... zgadliście, od sąsiadów.
5. Antykoncepcja na wysokim poziomie
Szczerze mówiąc, moglibyśmy tego pozazdrościć. Iran nie tylko wybudował pierwszą dotowaną przez państwo fabrykę kondomów na Bliskim Wschodzie, ale i odniósł spektakularny sukces w zakresie edukacji seksualnej i planowania rodziny. Proces rozpoczął się w latach osiemdziesiątych, gdy krajowi groziło znaczne przeludnienie. Dziś antykoncepcja jest darmowa, powszechna i nie ograniczająca się tylko do prezerwatyw, pigułek i implantów. Wśród panów posiadających już dzieci coraz popularniejsza staje się wazektomia, dostępna i w stolicy, i w mniejszych wiejskich klinikach. Co ciekawe, wycięte fragmenty nasieniowodów panowie dostają spakowane do domu, by mogli je pokazać żonom na dowód, że z kliniki nie uciekli... Dodatkowo wszystkie pary planujące zawarcie małżeństwa muszą przejść obowiązkowy kurs antykoncepcji. A w każdej irańskiej aptece wybór smakowo-kolorystyczny prezerwatyw jest naprawdę imponujący.
6. Podobnie jak spożycie alkoholu
Nie tylko jak na kraj muzułmański, ale nawet patrząc ogólnoświatowo, Irańczycy nie wylewają za kołnierz. Pomimo całkowitego zakazu picia, za które swoją drogą grozi oficjalna kara 80 batów (!!), do iranu szmuglowane jest rocznie między 60 a 80 milionów litrów alkoholu. Dodajcie do tego jeszcze rodzime bimbrownictwo (zwłaszcza araku - wiecie, 45% czystego etanolu...), i robi się dość wesoło. Kiedy w 2012 roku teherańska policja przez miesiąc kazała kierowcom dmuchać w alkomaty, okazało się, że po spożyciu siedziało za kółkiem aż 26% z nich. Masakra! Irańskie ministerstwo zdrowia przyznaje, że nie potrafi zmierzyć skali alkoholizmu w kraju. W sumie trudno się dziwić - właściwie cały alkohol leje się za zamkniętymi drzwiami, na domowych imprezach, bo publicznie przeciez nie wolno. Nikomu to jednak zbytnio nie przeszkadza - niby nie wolno, ale wrażenie jest takie, jak kiedyś u nas z reklamami piwa (puszczanie oka) bezalkoholowego.
7. Gry wideo są bardzo popularne i często stanowią narzędzie propagandy
Irańczycy lubią grać - i dziwnym nie jest, każdy lubi. Gry wideo są tu tak popularne jak wszędzie indziej, zwłaszcza zaś gry na komórkach, z którymi Irańczycy się po prostu nie rozstają. Rząd doskonale zdaje sobie z tego sprawę i usiłuje w rynek gier ingerować po swojemu. Czasem jest to po prostu ban - jak w przypadku Pokemon Go, które ze względu na funkcje lokalizacji zostało uznane za... zagrożenie dla bezpieczeństwa narodowego, innym razem gry traktowane są jako narzędzie propagandy. I tak przykładowo rząd irański ufundował grę pod tytułem "The Stressful Life of Salman Rushdie and Implementation of his Verdict" (po angielsku, bo pewnie niewielu z was śmiga w Farsi), w której wyjaśnione są powody nałożenia fatwy na poczytnego autora, żeby - mimo upływu lat - przypomnieć, że ciągle nie udało się ubicie twórcy Szatańskich wersetów. Jest też chociażby FPS o wdzięcznym tytule Special Operation 85: Hostage Rescue, gdzie ratujemy irańskich naukowców z łap amerykanów.
8. Są królami Instagrama
Ponieważ - z nie do końca dla nas zrozumiałych powodów - Fejs jest w niektórych częściach kraju blokowany, podczas gdy w stolicy śmiga, ulubionym social media wszystkich Irańczyków jest Instagram. Irańczycy nie rozstają się z komórkami nawet na sekundę, większość rządowych zakazów obchodząc po prostu przy pomocy VPNów, które są powszechnie dostępne i niezbyt drogie. Robienie sobie selfie jest tak szalenie popularne w całym kraju, że w stolicy jest nawet jego pomnik. Tak, być może trudno wam w to uwierzyć, ale przed wieżą Azadi, symbolem stolicy i jednym z najsłynniejszych budynków Iranu stoi posąg faceta strzelającego sobie focię. Natomiast najlepszym sposobem na przełamanie bariery kulturowej w dowolnej restauracji jest wyciągnięcie komórki i strzelanie fotek jedzenia. Moda na selfie jest silna nie tylko wśród bogatych teherańskich dzieciaków, które na tajnych instagramowych kontach chronionych hasłami szpanują wystawnym stylem życia, ale i wśród... irańskich polityków. Ostatnio zrobił się raban z powodu "nieprofesjonalnego zachowania", kiedy caluśki irański parlament poleciał zrobić sobie selfika z wizytującą kraj Frederiką Mogherini, wysoką przedstawicielką Unii do spraw zagranicznych.
Na koniec jeszcze dość spora dawka fotek z Iranu. Pięknie tam mają, panocku, pięknie.