Jest nowy synonim powiedzenia "porwać się z motyką na słońce" - "znaleźć ładną aplikację do nauki polskiego alfabetu".
Serio, nie da się. Ponieważ matczyne poczucie estetyki było regularnie gwałcone przez rodzimych „tfurcuf", bachory alfabetyczną edukację rozpoczęły w języku Tolkiena i Becketta. I wcale na tym źle nie wyszły. Zacznijmy od tego, że znalezienie pięknej - a, pal licho piękną, zaledwie ładnej aplikacji z polskimi literami jest Matki obsesją. Zaspokoić jej się na razie nie udało. Estetyka tych produkcji sprawia zazwyczaj, że mózg się Matce marszczy, a mleko w kubku kwaśnieje. W pierwszym odruchu olaliśmy więc ł, ś i ć. Poinstalowaliśmy apki angielskie, za które Precel zabrał się gdzieś między drugim a trzecim rokiem życia. Efekt był taki, że pierwszą literą, na jaką pierworodny zawsze zwracał uwagę było q, bo Matka tak często przypominała mu, że nie występuje ono w polskim alfabecie. Potem Matka zluzowała, zaś bachor bez większego trudu przyswoił rodzime litery. Win-win.
Dziś czteroletni Precel z ledwością pamięta, że coś takiego jak q istnieje - zbyt pochłonięty jest zmaganiami z faktem, że ch i h to "ta sama litera!". Aplikacje alfabetyczne przeszły w spadku na Kluskę, co wywołało pewien niepożądany efekt uboczny. Kluska bowiem szybko zapamiętała pięć losowo wybranych liter (w tym o, które jest chyba ulubioną i najłatwiejszą do rozpoznania literą dla wszystkich bachorów na świecie) i katuje nas nimi przy każdej okazji. Czy to na spacerze, czy jadąc samochodem, czy oglądając paczkę makaronu Potwór zaczyna nagle ryczeć ile sił w płucach "OOOOO!! Patrz, Mamo, OOOOOO!!!" i nie spocznie, póki ktoś piętnaście razy nie potwierdzi, że tak, tak, to właśnie jest o.
Jeżeli chcecie się ustrzec przed takim wielce wnerwiającym zachowaniem, pod żadnym pozorem nie instalujcie aplikacji, które zaraz zobaczycie. Od tego typu pozycji aż się roi, ale wybór wcale nie był trudny, bo większość to graficzne przeciętniaki (a często jest to nawet dość eufemistyczne określenie). Dziś przeciętniaków nie będzie - pokażemy Wam najfajniejsze apki do nauki alfabetu angielskiego
Metamorphabet
Gładkie, ciemne tło, na nim duża litera A. I nic więcej. Nic się nie dzieje. Potwory w pierwszej chwili skonsternowane, przyzwyczajone do tego, że na ekranie cały czas coś jeździ i trąbi, po chwili pukają w tablet paluchem brudaśnym. Literka podskakuje, a lektorka czyta jej nazwę. No to pukają jeszcze raz - a tu nagle wyrastają rogi. Kluska się śmieje, kiedy rogi zaczynają chodzić, kołysząc się rytmicznie. Botem jest B, któremu wyrasta broda i dziób jednocześnie. I już samo leci, palce stukają, kolejne litery się odblokowują. Dźwięki są bardzo oszczędne, a muzyki w tle brak - dobrze, bo nie zagłusza głosu czytającego litery i wymawiającego poszczególne słowa. Litery morfują, wyobraźnia pracuje. Metamorphabet to aplikacja oszczędna w środkach, nie krzykliwa, ale za to z szalenie ciekawym pomysłem. Minus - brak małych liter.
Można pobrać stąd: Metamorphabet
Animal Aphabet
Czy są na sali jacyś fani Terryego Gilliama? Nasza kolejna propozycja mogłaby robić za scenografię do Parnassusa. Jakże tego nie kochać? Mamy odjechane, arcykolorowe grafiki estetyką nawiązujące do klimatu starych cyrkowych plakatów, narysowane niby to kredką, niby pastelą. Na nich zwierzęta miejscami odbiegające mocno od anglosaskiego kanonu (na pewno widzieliście go nie raz - A is for alligator, B is for Bear, C is for Cat), do tego lektorka o bardzo miłym głosie, czytająca litery i towarzyszące im zdania - "O is for the overly orderly but often outgoing ostrich" albo "T is for a hairy, hungry tarantula... aaaaa!!". Zwierzęta po dotknięciu coś robią lub się ruszają, do tego jest jeszcze nieoczekiwany element zręcznościowy - w pewnym momencie przez ekran leci ptak trzymający literę, należy go tapnąć w bardzo konkretnym momencie, by litera wpadła do cylindra. Czemu? A czemu nie!
Można kupić tutaj: Animal Alphabet HD
The Lonely Beast ABC
Chris Judge, irlandzki autor książek dla dzieci, stworzył postać samotnej Bestii, która lubi pić herbatę i spacerować w deszczu. Po serii książek nadszedł czas na apkę alfabetyczną. Bestia podróżuje sobie i różne rzeczy spotyka na swojej drodze, przy okazji informując nas, na jaką literę się zaczynają. I wszystko jest w tej apce na właściwym miejscu - są litery duże i małe, jest miły głos męskiego lektora, na każdym ekranie czeka parę niespodzianek do odkrycia dla ciekawskich palców, zaś wybór słów ilustrujących litery jest ciekawy i nieoczywisty. Matkę najbardziej urzeka plansza "L is for light" - z pustą ścianą, a na niej psztyczkiem do włączania światła, oraz "R is for robot", gdzie bestia i robot prezentują taneczne kombinacje na dyskotece. Niby nic, a ile radości.
Można pobrać tutaj: The Lonely Beast ABC
Nie obawiajcie się, przyjdzie czas i na dzieła polskie. Dajemy wam po prostu chwilę czasu na psychiczne przygotowanie się. Tymczasem nacieszcie oczy.