We wrześniu różne rzeczy leciały z nieba - głównie kasztany, żołędzie i liście, choć okazjonalnie też deszcz. Domykaliśmy lato ostatnimi śniadaniami na trawie, ostatnimi watami cukrowymi w zoo i ostatnimi lodami (no dobra, to kłamstwo, lody wtranżalamy cały rok). Potwory zrobiły się jakieś spolegliwsze, mniej rozbuchane i rozwrzeszczane, mniej popychające i szczypiące. Zaliczyliśmy ostatnie wakacyjne wojaże (tutaj) i zjechaliśmy na dobre do grodu Kraka, zaliczając jesienne eventy kulturalne i łudząc się, że bachory się od tego uwrażliwią. Buhaha, dobre sobie.