Myśli sobie Matka czasem, że pewnej nocy Precel potajemnie przerobi wszystkie ołówki na trociny, żeby już go rodzicielka przestała ścigać, przykuwać do kaloryfera i zmuszać do pisania szlaczków pod groźbą batożenia. A może by jakoś inaczej?
Jęki, stęki i ogólne cierpienia młodego Wertera, jakie rozgrywają się pod naszym dachem podczas ćwiczenia szlaczków, skłaniają do poszukiwania rozwiązań alternatywnych. Niestety zastraszanie i głodzenie dzieci wyszły z kanonu zachowań społecznie akceptowalnych już wiele wieków temu, więc nie pozostaje nic innego, jak tylko sięgnąć po portfel. Znowu. Ale kij z tym, jeśli działa to shut up and take my money!
Karty do wyszywania
Kart do przewlekania i wyszywania jest na rynku prawdziwe zatrzęsienie, my przerabiamy już chyba trzeci taki zestaw. Najpierw Potwory walczyły z kartonowymi dziurkowanymi stronami przy pomocy grubej sznurówki, jednak z czasem należy podnieść poprzeczkę. Tym razem padło na zestaw wyszywankowy Djeco, który Kluska dostała wprawdzie jeszcze pod choinkę, ale dotąd nie starczało jej nie tyle umiejętności manualnych, co cierpliwości.
Szkoła jazdy jest już sporo wyższa - dziurki małe, igła prawdziwa, metalowa, i choć tępa całkowicie, to przecież nawlec ją trzeba, potem z dość sporą precyzją trafić we właściwy otwór, a na koniec jeszcze przeciągnąć tak, by nić się nie wyślizgnęła. W zestawie mamy cztery karty, książeczkę z instrukcją (niby nic wielkiego, ale jeśli bachory ma sobie radzić sam, to obrazkowe "krok po kroku" bardzo się przydaje), igłę i zestaw włóczek. Chyba było jeszcze to metalowe "cuś" pomagające nawlekać igłę, ale zgubilismy w trymiga. Fajne, czasochłonne, choć nie obraziłaby się Matka, gdyby w pudełku kart było ze dwa razy więcej.
Mozaiki do wyklejania - Usborne Mosaic Picture Sticker Book
Jeśli uznamy, że poprzednia pozycja była czasochłonna, to tutaj na usta ciśnie się jedynie "łoo paaanie"! I jest to taki wykrzyknik pełen podziwu, bo wielka dwustronicowa rozkładkówka, na której musimy nakleić dziesiątki małych wielokolorowych elemencików, powinna raczej zniechęcać na pierwszy rzut oka - nietrudno się domyślić, jak dużo czasu zajmuje uzupełnienie takiego orazka. Eony. Normalnie eony. Tymczasem efekt jest dokładnie odwrotny - bachory patrzą z mieszaniną ekscytacji i entuzjazmu, po czym twardo zabierają się za uzupełnianie.
Zapału starcza zazwyczaj na pierwszych dziesięć - piętnaście minut, ale darowanemu entuzjazmowi nie patrzy człowiek w zęby. Ważniejsze jest to, że w kolejnych dniach do rozpoczętego dzieła wracamy aż do skutku. Widać, że kompulsywność dziedziczy się po Matce. Ale przyznać trzeba, że satysfakcja jest, no i paluchy się sporo napracują przy klejeniu tych maleństw w odpowiednich miejscach.
Gumki Rainbow Loom
Nie uwierzycie, ale Matka nie miała większego pojęcia o ich istnieniu. Znaczy owszem, coś tam się przebijało, ale żeby to było dla nas interesujące? Zwłaszcza dla Precla? A tu bach! Spóźniliśmy się wprawdzie na ten szał jakieś pięć lat, ale za to wybuchł ze zdwojoną siłą - być może dlatego, że wielką skrzynię gumek i swoje gotowe, wypasione projekty przywiózł do nas gość z Zielonej Wyspy.
No i ciach - siadło! Potwory plotą, supłają, przewlekają. Najpierw zupełnie chaotycznie, potem już jest w tym szaleństwie jakaś metoda. Co ciekawe, Precel do kolejnych projektów podchodzi z niespotykaną wręcz cierpliwością, mimo że widać, że manualnie nie jest to dla niego zadanie łatwe. Jak za pół roku założy własny kanał na Jutubie, gdzie będzie wrzucał swoje wypasione wzory i sploty, to się nie zdziwcie.
A tak na marginesie - gdybyście miali jakieś fajne, sprawdzone sposoby / zabawki / ćwiczenia na małą motorykę, to możecie podrzucić, się Matka nie obrazi. Co innego Precel, on obrazi się na pewno....