Kolorowanie jest nuuuudne! No rzeczywiście, z punktu widzenia bachorów nie jest jakoś szalenie pasjonujące. Precel uważa wszystkie przybory piśmiennicze za swoich zagorzałych przeciwników i tylko baty i wymyślne matczyne tortury mogą go zagonić nad kartkę. Kluska z kolei nie zamierza schodzić z wyżyn swojej nieco szalonej inwencji dla czegoś tak banalnego, jak wypełnianie kolorem stron, które narysował ktoś inny. No i co teraz?
Teraz bierzemy potomstwo pod włos. Dziś prezentujemy pięć kolorowanek z pomysłem. Takich, od których nawet małoletnim malkontentom przejdzie ochota na marudzenie (no dobra, to jest może troszkę na wyrost - marudzenie nie przechodzi nigdy). Nie, żeby matka wierzyła w jakieś nadprzyrodzone zbawienne moce kolorowania, ale kurde, fajnie byłoby w trakcie dnia mieć jakieś pięć minut dla siebie, co nie?
1. Foldables, czyli składajki
Tu jest pomysł, proszę państwa! Kolorowanka-składanka. Niewielka książeczka, gdzie każde końcowe dzieło składa się z czterech obrazków. Wszystkie trzeba pokolorować, wyciąć i w końcu skleić w bardzo konkretny sposób (to, powiedzmy sobie szczerze, jest pewne wyzwanie intelektualne dla steranego matczynego umysłu). Efekt końcowy jest za to powalający - ruchomy obrazek, którego obracające się części to cztery pokolorowane wcześniej elementy składowe. Nie owijając w bawełnę, szpan na całej dzielni.
Problemy? No cóż, całość trzeba wyciąć i skleić naprawdę precyzyjnie. Inaczej będzie wtopa. No i jeszcze dżender-szmender, bo produkt występuje w wersji neturalnej (zwierzęta, przygody) i księżniczkowo-różowej, choć tragedii nie ma, wszystkie księżniczki mają zdrowe proporcje ciała i wyglądają jak ludzie, a nie kije od szczotki.
2. Pixel Pictures: Roboty
Cała seria jest - roboty, kosmici, leśne stwory, piraci, śmieszne twarze, co tam chcecie. Format zeszytu, bardzo fajne grube kartki, po których bez obaw można sobie naciskać mazakiem, ile dusza zapragnie. Do tego spiralny grzbiet, więc i urwać można jak ktoś ma taką fantazję. Sama kolorowanka natomiast oparta jest o kod kolorystyczny. Najpierw w dolnej części strony decydujemy, jakim kolorom będą odpowiadały poszczególne cyfry na kartce, a potem już tylko wypatrujemy odpowiednich pól i jedziemy z tym koksem. Z białej, pokrytej kwadracikami strony wyłania się - nieraz dość zaskakująco - pikselowy kształt. Strasznie to jest fajne i bardzo wciąga.
Problemy? No coż, tło. Tła jest dużo i ręka boli. Ale chyba o to chodziło, co nie?
3. Kolorowanki witrażowe
Oł jeee bejbe, nie dość, że kolorowanka, dzieło rąk naszych, w pocie czoła wygryzmolone, to jeszcze potem dekoracja na okno. I wiecie, okno to można w procesie dekorowania wypalcować masłem. Strasznie się Matka z tego cieszy. Co do samej kolorowanki, w tym pokaźnym zeszycie (wielkość bloku) mamy całkiem sporo zwierzaków nadrukowanych na półprzezroczystym, lekko chropowatym papierze. Do tego bardzo grube czarne kontury i podział obrazów na niewielkie części - dokładnie jak na witrażu. Papier przyjmuje z gracją wszelkie flamastry, mazaki, kredki, świetnie koloruje się też pastelami. Wchodzi jak w masełko, a potem nawet nieźle na oknie wygląda.
Problemy? Dość wolno "wsiąka" mazaki, więc bywa, że się rozmaże.
4. Kolorowanka "Ubierz świnkę"
Teraz maleństwo w sam raz na podróż, czyli książeczka do ubierania świni na 32 sposoby. Zawsze chcieliście to zrobić, prawda? Cóż tu dużo pisać. Format kieszonkowy, w środku bardzo proste prosiaki - a właściwie tylko ich wystające części, bo środek każdej świni pozostawiono pusty do własnej inwencji. Urocze. A jak ktoś świń nie lubi, są jeszcze któliki, lisy i inne futerkowce.
Problemy? Papier jest bardzo eko. Znaczy się przebija jak cholera.
5. Pop-Art. Plakaty artystyczne
Kolejny gruby blok, gdzie kartek jest na tyle sporo, że zdążą wam wyjść bokiem. A może nie, bo bohaterowie to postaci z kreskówek Disney'a, czyli startują w kategorii "nigdy dość". No dobra, ale co jest w tej kolorowance fajnego? Ano właśnie ta artystyczna plakatowatość. Pomysłodawca najwyraźniej naoglądał się Roya Lichtensteina, co w sumie poczytuje mu Matka na wielki plus. Jest komiksowo, kropkowo, z podziałem na kadry, jest nawet coś w stylu warholowskich puszek zupy. Czyli spoko i bez nudy.
Problemy? No cóż, może ktoś nie lubi Disney'a. Haha. Tak. Uhm. Na pewno.
Można kupić... no w sumie można, ale można też wygrać!
WYNIKI KONKURSU: