- Mamo, zagramy wieczorem w Raymana? - pyta Precel w przededniu swoich szóstych urodzin.
- Okej, ale niespecjalnie pamiętam, co tam się robiło.
- Nie martw się Mamo, ja to wszystko ogarnę. Nauczę cię, i pada ci włączę, a ty zrób sobie herbatę. - rzuca delikwent z wystudiowaną nonszalancją, ale widać, że w środku gotuje się z radości.
No więc tak. On ogarnia. Kiedy zaczął ogarniać, właściwie nie wiadomo.
Ogarnia rano buty i kurtkę, a potem stoi już ubrany przy drzwiach i ciężko wzdycha obserwując, jak reszta rodziny kotłuje się w porannej panice. Ogarnia baseny, karate, logopedę, szkolne wycieczki i akademie, ołówki i teczki, oraz to, czy dziś jest kolej na słodkie płatki na śniadanie. W ogóle życie ogarnia, facet jeden.
I ma Matka jakieś poczucie straty, właściwie nie wiadomo po czym, bo przecież nic nie zniknęło. A jednak nie potrafi sobie przypomnieć, kiedy Precel ostatnio przyszedł, żeby go pocałować w stłuczony palec. Był kiedyś ostatni raz, a Matka nawet nie wie kiedy. I coraz więcej będzie tych niezauważonych ostatnich razy. Ciągle jeszcze nie wstydzi się tych buziaków na pożegnanie w szatni, ciągle da się go podnieść na rękach, ale jak długo?
To wszystko zniknie powoli, w codzienności, i nawet się nie zorientujemy...
Sto lat, synu. Rośnij, ogarniaj. Dobrze ci to idzie.
PS. Tak, faza na Pokemony trwa, jakbyście nie zauważyli.