Zakończył się konkurs Blog Roku. Uplasowaliśmy się w czwartej dziesiątce, na sto siedemdziesiąt blogów zgłoszonych w kategorii bachorowej, co jest dla nas sporym, szalenie pozytywnym zaskoczeniem. Krzyczymy więc głośno, po przedszkolakowemu: Dzię-ku-je-my! Za wszystkie miłe słowa, za wszystkie głosy wsparcia, no i za wszystkie smsy.
Różne rzeczy ludzie obiecywali swoim czytelnikom w zamian za głosy, my - jak być może pamiętacie - obiecaliśy, że umyjemy Kluskę za pięćdziesiąt głosów. Matka zrobiła wstępne szacunki - około dziesięć głosów od rodziny, dziesięć od znajomych i może jeszcze dziesięć od stałych czytelników. Nie ma szans dobić do pięćdziesiątki, jesteśmy bezpieczni, Kluska może trwać w błogim brudnostanie. A tu zaskoczenie - otarliśmy się niebezpiecznie o wannę, otrzymując aż 47 głosów. Przeanalizowaliśmy z Ojcem temat i wyszło nam, że jednak trzeba bachora umyć. Matka poszła krok dalej i w heroicznym wysiłku nawet Kluskę uczesała, a wierzcie mi, wrestling w kisielu z aligatorem jest łatwiejszym zadaniem.
Dwa słowa jeszcze odnośnie samego konkursu. Pozostał po nim krajobraz bitewny, smrodek brzydkich praktyk i kupowania głosów na Allegro. Wiele osób nie kryło swego oburzenia, część uczestników wycofywała się w trakcie, część wylewała żale w internetach na znajomych zalewających falą żebraczego spamu. A Matka zapytuje - ludzie, o co wy krzyczycie? Internetów nie znacie? Bo to trudno było się domyślić, że tak będzie? To jest głosowanie smsowe zorganizowane przez prywatną firmę, for fucks sake, a nie nargoda Goncourtów.
Po co więc braliśmy udział w tym konkursie? Dla fejmu oczywiście. Czy się udało? Wujek Google podpowiada Matce, że ze strony Blogu Roku mieliśmy trzydzieści kilka wejść. Wynik to bardzo mikry, jednak trzeba założyć, że są to wejścia bardzo cenne, bo od osób żywo zainteresowanych tematem. Jeśli choć jedna zostanie naszym stałym czytelnikiem, to warto było. Poza tym dzięki osobom, które polecały nas w komentarzach i na facebooku zrobiło się Matce ciepło na sercu, a to już uczucie, za które nie zapłacisz kartą Mastercard. No i dzięki konkursowi odkryła Matka dwa blogi warte zaglądnięcia: Nebule i LeoLea.
A teraz, skoro już mowa o żebraniu - daj Pan lajka! Chodźcie zobaczyć, gdzie możecie natknąć się na Ohanę w social media. Pokażemy Wam, gdzie możecie nas znaleźć w sieci i jak być na bieżąco. No to lecimy.
1. Facebook
Lubicie nas na Fejsie, prawda? Wrzucamy tam informacje o notkach blogowych, konkursach i oczywiście śmieszne i straszne dialogi i sceny z życia Potworów. Jednak łaska Fejsa na pstrym koniu jeździ, skutkując legendarnymi już cięciami zasięgów. Jest na to prosty sposób. Gdy najedziecie kursorem na przycisk „Lubisz to" pojawi się opcja „Otrzymuj powiadomienia". Teraz nic już Wam nie umknie. Nasz profil znajdziecie tu.
2. Instagram
Nówka sztuka, pachnące jeszcze świeżością konto na Instagramie, które Matka w wielkiej desperacji próbuje ogarnąć. Znajdziecie tam dobrze pojęty instagramowy standard: spontanicznie cykane foty o dziwnych kadrach, widoczki z pretensjonalnymi filtrami, okazjonalny foodporn, zabawki-zajawki i książki, książki, całą masę książek. Takie są plany. Jeśli macie ochotę uczestniczyć w tym szaleństwie, wystarczy kliknąć „Obserwuj". Nasz profil znajdziecie tu.
3. Pinterest
Miejsce, gdzie kompulsywno-obsesyjna osobowość Matki znajduje swe ujście. Znajdziecie tu trochę rzeczy z Ohany – mamy przykładowo osobną tablicę, gdzie przypinamy po jednym zdjęciu z każdej recenzowanej na blogu książki, co daje fajny obraz naszych czytelniczych zapędów. Przede wszystkim jednak przypina tu Matka rzeczy piękne i pożądane – są osobne tablice z ilustracją dla młodszych i starszych, są fascynacje Gwiezdnymi Wojnami, są zdjęcia wydr. Jest też szalenie popularna tablica z projektami tatuaży, która z niezrozumiałych dla Matki względów zyskała rzesze fanów. Ot, Internet, nigdy nie wiesz, czego się po nim spodziewać. Nasz profil znajdziecie tu.